Trafiłam kiedyś w internecie na bloga Chustki. Przypadkiem.
Napisany przez młodą
kobietę, mamę 5 letniego synka i ukochaną Niemęża (tak nazywa tego który
ją kocha, mądrego człowieka).
W jeden dzień przeczytałam od dechy do
dechy.
Można przewartościować po takiej lekturze swoje problemy, to że
czegoś nie mogę, nie dam rady, nie chce mi się.
Chustka zaczęła pisać
bloga w momencie kiedy dowiedziała się, że ma raka. Pisała dla swoich
chłopaków, dla synka żeby kiedyś mógł przeczytać jak go kochała,
przekazać mu to czego już nie zdąży zanim on dorośnie. Żeby umiał
przywrócić dobre wspomnienia z czasu kiedy był ważny i kochany.
Wciąga jej
codzienna walka o kolejne dni życia ale przede wszystkim zaraża
optymizm, chęć doznawania świata, siła i nieodparta radość życia.
Pisała, że to jest najgorszy okres w jej życiu ze względu na świadomość
choroby i słabość ciała a z drugiej strony nazywała go najszczęśliwszym –
„pławię się w miłości”.
Może tak jest kiedy nasz termin jest określony i
bardzo krótki, nie marnuje się ani chwili.
Chustka zmarła, cierpiąc z
powodu niezwykle wyniszczającej i sprawiającej ból choroby. Umierała
długo z obawą, przerażeniem że zostawia synka samego. Pisała „kto cię
synku przytuli, kto zagrzeje piżamkę na kaloryferze”.
Niezwykła relacja z
niezwykłego życia.
Synek musiał zostać po jej śmierci z byłym mężem –
sytuacja której ani on ani synek nie chcieli. Takie prawo.
Powstała
fundacja jej imienia. Czasem na blogu napisze coś jej Niemąż…
Czy ja w
ogóle mam jakieś problemy?
A tu można zajrzeć do życia Chustki, którego już nie ma: http://chustka.blogspot.com/
polecam czytać od początku czyli od dnia
złej wiadomości …
pozdrawiam
Małgosia