Łączna liczba wyświetleń

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą florystyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą florystyka. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 26 maja 2015

Premiera Czerwonego w plenerze


Czerwony w końcu doczekał się swojego wielkiego wyjścia.
Od rana pogoda wydawała się niepewna, jednak dzień okazał się piękny.
Spędzony w Arboretum w Wojsławicach.
Cudne okoliczności przyrody. Właśnie zakwitły rododendrony i azalie.Ale w jakiej ilości i kolorach, przeszło to moje oczekiwania.
I tylko żałuję, że nie zdjęłam choć na chwilę czarnej narzutki i nie mam zdjęć w samym Czerwonym :( cóż, zafascynowana byłam widokami.
Wybiorę się tam znów, może kiedy zakwitną byliny ...
pozdrawiam
Małgosia







poniedziałek, 16 marca 2015

Urodzinowe kwiateczki moje

                                                        Pachnące kolorowe frezje


                        Tulipany papuzie i czerwone owocostany kawy efektownie ułożone w szkle




                                                                           Bromelia


                                       

                                              I kosz pięknych czerwonych róż od Mężusia


             
            Od dziś swoje lata odliczam do setki, dla mnie to będzie zdecydowanie bardziej opłacalne :)

Pozdrawiam
Małgosia

niedziela, 21 grudnia 2014

Trzy dni do świąt

Trzy lub cztery dni do świąt.
No bo czy Wigilia jest świętem?
Ano właśnie.
Z jednej strony to dzień roboczy i wielu z nas pracuje, często do późna.
Z drugiej strony to na Wigilię najbardziej czekam.
No bo:
1. choinka
2. te wszystkie uszka, karpie, kutie, barszczyk itd
3. PREZENTY  (nie oszukujmy się, dałabym im  nawet numerek 1 na mojej liście)
4. wigilijne towarzystwo przy kolacji
5. Nastrój, już od rana i aż do zaśnięcia.


Więc jednak TRZY dni do świąt.


Pozdrawiam
Małgosia

niedziela, 14 grudnia 2014

Kuszenie zimy

Niedziela, grudzień, połowa grudnia i co ... zero śniegu. 
A ludzie czekają, mają nadzieję, ucieszyliby się. 
Ok, ja wiem, mniej kasy na ogrzewanie pójdzie, mniej wypadków na drogach, itd, itp jeśli tego śniegu jednak nie będzie...
A jednak, święta bez śniegu, umówmy się, no nie koniecznie.
Osobiście należę do tych cieszących się z objawów świątecznych, tzn wypatruję pierwszych świątecznych dekoracji sklepów zaraz po listopadowym święcie. Pierwszy poranny szron na trawie zachwyca mnie i jest namiastką śniegu. a już w radio "Last kristmas..." WHAM powoduje, że miękną mi kolana. Tak mam i jest mi z tym dobrze.
Wiem, że żyję w Polsce i nie koniecznie w grudniu spadnie śnieg więc chłonę świąteczny klimat zewsząd. 
Właściwie bardziej lubię czas poprzedzający i tę całą krzątaninę niż same święta. Pieczenie pierników 2-3 tygodnie wcześniej, rozwieszanie pierwszych dekoracji, najpierw nieśmiało a w końcu pełną parą, gdzie tylko kawałek wolnego miejsca na półce lub parapecie. 
I za nic mam tradycję ubierania choinki w wigilię, ja nie mogę się doczekać i robimy to w domku znacznie wcześniej.
Dziś nastąpiło kuszenie zimy na zewnątrz: gałązki świerkowe otuliły pergolę, karmnik i skrzynki a światełka w nocy dają znaki migocąc łagodnie.


Tak czy siak na święta ma być śnieg, i tego się będę trzymać.
Pozdrawiam 
Małgosia

sobota, 13 grudnia 2014

wianki wianki sprzedaję :), komu wianek

Raktywacja, tak mogę to określić.
W ramach wracania do dawnych zajęć i pasji.  W ramach marzeń, które trzeba sobie spełniać, bo czemu nie. W ramach tęsknoty za florystyką, w której ostatnio nie pracuję.
No po prostu wracam do wianków.
Uwielbiam je robić i chyba potrafię. Ale chcę się rozwijać. Jest tak wiele technik których jeszcze nie próbowałam. Tyle różnych materiałów do wykorzystania: kwiaty, rośliny, patyki, szyszki, muszle, korale, rośliny sztuczne … można tak w niekończoność. Wszystko, literalnie wszystko może się znaleźć w wianku. Wianki to nie tylko te na świąteczny czas. Mogą nam towarzyszyć zawsze, przy każdej okazji. Są świetnym pomysłem na prezent.
Na moich drzwiach zawsze wisi jakiś wianek. W święta oczywiście świąteczny ale z każdą zmieniajacą się porą roku zmieniają sie i wianki na moich drzwiach.
Mam głowę pełną inspiracji, kolorów, faktur. I tylko poszukam czasu w życiu i będę wiankować.
Pierwsze wianki mam już za sobą:








 Pozdrawiam
Małgosia

List do K./wizje

List pisano i wysłano  6 lutego 2013
Dzień dobry:) 
A w K. dziś wilgotno, trochę od dołu bo stopniał śnieg gwałtownie.
A trochę dodatkowo z góry moczy. W nocy fajnie szemrał deszcz o okna, śpimy w
pokoju z dachowymi oknami i puka do nas deszcz czasem spać nie dając. Ten
dzisiejszy był delikatny.

Dobrze mi się tu mieszka ale mam takie marzenie, że kiedyś będę mieszkała w
domku, niewielkim, z własnym sporym podwórkiem, ogrodem warzywnym, owocowymi
drzewami. Domek będzie parterowy, być może z drewna, a może stary z duszą do
remontu. Na podwórku też będzie toczyło się nasze życie. Będzie pies, koty (mamy
uczulenia, ja na koty, mąż na psy i w domu trzymać nie możemy).
Taki to będzie DOM.

Ten obecny jest moim 7 domem, licząc od urodzenia, nie licząc natomiast około 8
tymczasowych miejsc, w których pomieszkiwałam. I choć wszystko wskazuje, że to
dom docelowy ja mam przeczucie, że jednak nie.

Tak było z moim poprzednim domem.

To było 12 lat temu, jeszcze z poprzednim mężem. Staraliśmy się kupić od
Agencji Własności Rolnej dawny PGR. Było to nasze, rolników, marzenie. Dożo ziemi rolnej, budynki gospodarcze dla zwierząt, maszyn i płodów rolnych i jakiś dom.
Upatrzyliśmy sobie pod Z. G. piękne, zapuszczone gospodarstwo. 3,5 ha podwórko, zabytkowy dwór jako dom. Zdewastowany i makabrycznie przerobiony na mieszkania dla pracowników PGRu. Poza
tym wprost z podwórka 130 ha ziemi, położonej wzdłuż rzeki Bóbr. Jakiś stawik,
jakiś lasek. Do tego 166 ha dzierżawionej ziemi. Złożyliśmy ofertę do agencji
aby przygotowali przetarg. Trwało to półtora roku, wiecznych nerwów,
niepewności, zbierania pieniędzy na wadium, załatwiania potężnego kredytu w
razie wygrania przetargu. Trudno opowiedzieć. Ostatnie pół roku jako bezdomni
czekaliśmy na efekt całego zamierzenia. Bezdomni, ponieważ agencja ograniczyła
przetarg do tzw osadników, czyli ludzi, którzy nie mają swojego domu i chcą
zmienić miejsce swojego życia. Aby spełnić kryteria sprzedaliśmy wybudowany
wcześniej dom, nie mając pewności jak to się skończy.

Po wielu trudach z urzędami, ze sobą nawzajem w końcu się udało. Przetarg
się odbył, nawet nikt inny nie wziął w nim udziału. Kredyt przyznany.
Wprowadzamy się.

Zajechaliśmy z dziećmi, psem, klamotami, całym naszym życiem popakowanym w
kartony przed pałac. Po prostu chwila w której spełnia się marzenie. A ja co? A
ja mam wizję ( wiem,dziwne określenie, ale tak to czułam wówczas ) : mieszkam w
mieście, jestem szczęśliwa, widzę tramwaje, chodzę do pracy. Nie wiem skąd mi
się to wzięło i to w takim momencie. Przecież kupiliśmy coś co miało być domem
dla naszych potomków nawet. Nie myślałam o niczym innym. Fakt, byłam
nieszczęśliwa, ale to z powodu męża, tego jak mnie i dzieci traktował. W tamtym
czasie myślałam jednak, że i to nam się ułoży kiedy już spełniliśmy marzenie
życia.
Podzieliłam się tą wizją ze starszym synem. On nadaje na moich
falach.
Wizja się „spełniła”. W 2007 roku przeprowadzam się do Wrocławia, mojego
rodzinnego, ukochanego. Chodzę do pracy ( do tej pory byłam czynnym rolnikiem ).
Jestem szczęśliwa, w końcu w ogóle wiem co to jest szczęście.

Historia powtórzyła się w dniu, kiedy wprowadzaliśmy się do tego domu przy ul. P.
Z wielkim trudem zdobyty, wymarzony dom. Troje w nim szczęśliwych ludzi.

A ja "widzę" nas w mały domku, mam dokładny obraz: dużo białego – meble,
ściany, dom z duszą, być może stary, duża jakby trochę wiejska kuchnia,
kominek/koza, weranda i to co wcześniej pisałam o podwórku. Taka dziwna myśl,
nie marzenie, bo marzenie przecież właśnie się spełniło.

Znów opowiedziałam o tym synowi.

Co będzie zobaczymy. Wiele rzeczy dobrych dzieje się samo, tylko trzeba na
to pozwolić.

Proszę się nie wystraszyć moich opowieści, poza tym jestem całkiem
„normalna”.

Pozdrawiam
Małgosia